W 2020 roku obchodziliśmy 25. rocznicę odłączenia Pszowa od Wodzisławia. W poszczególnych numerach „Pszow.pl” opowiadaliśmy o tym, jak miasto się zmieniało. O podsumowanie ćwierćwiecza poprosiliśmy ks. prof. Jerzego Szymika, dla którego Pszów to przede wszystkim dom rodzinny i miejsce na ziemi. Jednoczenie jego perspektywa to znacznie szersze spojrzenie na Pszów i jego mieszkańców.
ARTYKUŁ UKAZAŁ SIĘ W GRUDNIOWYM WYDANIU GAZETY SAMORZĄDOWEJ "PSZOW.PL"
Hanna Blokesz-Bacza: 25 lat to w historii miasta to niewiele, ale dla Pszowa są to lata kluczowe. Jak bardzo w Księdza oczach zmieniał się Pszów, zmieniali się jego mieszkańcy?
Ks. prof. Jerzy Szymik: Bardzo mnie cieszy to ćwierćwiecze naszej niepodległości. Pamiętam rok 1995 świetnie… Zmiany duchowe i mentalne są nie tak wielkie, moim zdaniem, i to mnie akurat nie martwi. Pszów był i jest prowincjonalny i jest to dla mnie ogromna jego zaleta. Dzisiaj wielkie miasto jest jednym z większych zagrożeń dla prawdziwie ludzkiego życia. To w wielkich miastach jest największa przestępczość, największa narkomania, największy odsetek rozbitych małżeństw, najmniejszy procent praktyk religijnych. Za to dużo bufonady, smogu i wykorzenienia. Im większy ośrodek, tym szybciej się porzuca – małżonka, religię, „stare”, jak hulajnogę, w dowolnym czasie i miejscu… Tak że oby się Pszów zmieniał jak najmniej, jak najwolniej. A jeśli już to w dobrym kulturowo i obyczajowo kierunku.
HBB. Czy jako mieszkańcy w ogóle się zmieniliśmy, czy to tylko otoczenie jest inne, inne są warunki w których przyszło nam żyć?
- Życie się zmienia i to samo w sobie nie jest ani złe ani dobre. Ważne w jaką stronę, czy ku dobru, czy w stronę sensu i za jaką cenę… W każdym razie, mówię za siebie, nie za innych: najważniejsze fundamenty mojego życia otrzymałem tu, w Pszowie, w kościele na wzgórzu, w domu przy Plebiscytowej (a nie na Komuny Paryskiej, brrrr, to relikt po 20 latach wodzisławskiej niewoli, zmieńcie to, proszę!), w szkole (w jedynce), na okolicznych polach, łąkach i lasach. Wiara bez wynokwianio i ciężka praca, wierność i prostota, zgoda na taki, a nie inny kształt życia, jakiś rodzaj pokory – to cnoty tej ziemi. Rzecz jasna, ta ziemia ma też wady i grzechy, niemałe, jak wszystko, co ludzkie. Ale miłość polega też na tym, że się z wadami kochanych rozprawia dyskretnie, skutecznie, ale nie teraz, przy okazji srebrnych godów niepodległości.
HBB: Przez dziesiątki lat Pszów stanowił prężne miasteczko górnicze, w którym kopalnia była, jak podkreślali mieszkańcy „żywicielką”. Jednak wszystko się kończy, a po zamknięciu kopalni zamknął się również ważny rozdział w historii miasta. Od lat obserwuje Ksiądz mieszkańców Pszowa, z wieloma jest w stałym kontakcie - jakie tu dziś panują nastroje?
- Odpowiem wierszem, który wyraża moje odczucia i myśli, też nastroje. Proszę go przeczytać uważnie, bo istotne są tu i głęboki smutek, i puenta, która smutna nie jest. Zacząłem ten wiersz pisać trzy lata temu, w bazylice naszej, podczas koncertu Hawla, skończyłem chwilę temu, w tym roku, wiosną:
Epitafium dla Anny
kiedy Ferdinand Friedrich August Fritze,
rybnicki aptekarz, 28 lipca 1832 roku
zgłaszał twoje narodziny
w Królewskim Górnośląskim Urzędzie Górniczym
w Tarnowskich Górach,
dzieje pszowskiej ziemi
wstrzymały oddech.
Wydech nastąpił po 180 kilku latach.
W lutym, w lipcu, w deszczu, potykając się,
chodzę bezradny po twoich zgliszczach.
Wydarto ci wszystko, co było w twoim łonie.
Szolę po szoli, wagon po wagonie, bryłę po bryle.
Podobno niszczyłaś płuca, domy i krajobraz.
Zabijałaś ludzi. Ale czy moja ziemia bez
ciebie może swobodnie oddychać?
Jak bez ciebie żyć?
Został po tobie czarny muł, kalekie
wzgórza, gruzowiska, pamięć katastrof,
obraz świętej Barbary z cechowni, parę
fotografii, lej w miejscu szybu, ziemia
osierocona, biedniejsza, cichsza. Pustka.
Na twoich nagrobnych płytach napisano:
„Nieruchomość na sprzedaż”.
A w bazylice Jan Wincenty Hawel dyryguje
muzyką norweskiego baroku, smyczki
dławią się sobą, nie nadążają za własną maestrią.
Madonna słucha ze zwyczajnym w tym miejscu
uśmiechem, którym mówi: pod moim płaszczem
nie zginiecie, ani wy, ani moja Anna. Zobaczycie.
Nie na darmo to imię mojej Matki.
I runęła na nas ściana dźwięku,
jak runęły, jedna po drugiej, złotoczarne ściany
tej, która nas żywiła – Anienki, naszej Anny
HBB: W XVIII w. Pszów z niewiele znaczącej wioski stał się ważnym miejscem na mapie Górnego Śląska za sprawą MB Uśmiechniętej. To był pierwszy ważny rozdział w historii tego miejsca. Potem pojawiła się kopalnia, która na nowo kształtowała pokolenia. Co teraz? Co dalej? Jak Pszów może zdefiniować się na nowo? Czy jest tu jeszcze jakaś nadzieja?
- Nie mam wątpliwości co do nadziei. Póki jest wiara – w Boga i Bogu, rzecz jasna – póty jest nadzieja. Nie ma innego źródła nadziei jak Bóg, reszta to papyndekiel. Podczas odpustu 23 lata temu koloński kardynał Joachim Meisner powiedział nam tak: nie chciejcie produkować kolejnego mercedesa. Wy dajcie nam Waszą wiarę i Waszą maryjność. Tak myślę o naszym Pszowie: że nie musi się ścigać z Nowym Jorkiem, Warszawą, nawet nie z Rydułtowami czy Rybnikiem. Niech biegną, wszystkiego najlepszego. Cała ta konsumpcyjna, liberalna (pseudo)kultura to lipa, miraż, z papyndekla (patrz wyżej); istota życia i szczęścia polega na czym innym… Byle Pszów był miejscem, gdzie się wierzy w Boga i żyje po chrześcijańsku. Pracować można dziś gdzie indziej bez problemu, zdalnie, z dojazdem, jakkolwiek. Drogi i połączenia coraz szybsze, bliższe, internet załatwia resztę… A teraz jak najdalej od teorii, konkretnie: właśnie rozbudowujemy rodzinnie nasz pszowski dom. Bo za dwa lata z małym haczykiem rozpoczynam emeryturę. I nie wyobrażam sobie ostatniego etapu życia gdzie indziej jak w Pszowie. Mieszkałem w życiu wiele lat w Lublinie i Katowicach, w Chorzowie i Siemianowicach Śl., w Krakowie, w Rzymie, w Paryżu i Wiedniu. I nigdy nie wyprowadziłem się z Pszowa. Podróżowałem po całym świecie – z wykładami, w związku z pracą, turystycznie. Żadne z tych miejsc nie wytrzymuje konkurencji z Pszowem w mojej głowie i moim sercu. Tu jest mój dom, moje centrum wszechświata. Bardzo, bardzo szczerze. Moi rodacy: bez kompleksów, nasza Madonna cały czas się uśmiecha!!!
HBB: Dziękuję za te słowa i rozmowę
- Dziękuję